wtorek, 23 października 2012

Przepraszam...Zjebałam...

Miało być pięknie coś koło 400 kcal...
I gówno wyszło.
Mama zrobiła mi sałatkę z grzankami...
Tak właśnie z obrzydliwymi, tłustymi ziołowymi grzankami, sałatą i takimi tam...
Pełna miseczka pewnie z 400 kcal.
Tak mnie prosiła, żebym zjadła że głupio mi by było odmówić...
Chciałam zrobić jej przyjemność...
Więc zjadłam a potem wyrzygałam.
Czuję się z tym okropnie...
Teraz herbatka owocowa ze słodzikiem i nauka.
Jutro dwa sprawdziany z wosu i biologii, nie ma czasu na łzy i narzekanie.
Na płakanie mówienie sobie że jestem głupia, nieodpowiedzialna i nie powinnam rzygać...
Niby mogłam nie wymiotować, bilans 800 to nie tragedia ani nic...
Ale jednak...
Nie mogłam tego w sobie trzymać...
Po zobaczeniu ile mój brat sobie nałożył obiadu zrobiło mi się mdło...
Po prostu cudownie.
Obiecałam sobie że będę się uczyć 2 h dziennie, punkt 17 nauka.
A serce wyje z rozpaczy i osamotnienia, czuję jak się rozpadam...
Powoli kawałek po kawałku...
Jak mam tak żyć?
Nie potrafię, a jednak żyję.
P. nalegał na spotkanie, widzimy się w weekend.
Ja gruba i spuchnięta mam tak przyjść.
Niezły dół mnie łapie na samą myśl.
Moje życie to dno, porażka.
I czyja w tym wina?
Moja, grubej zapasionej idiotki, pełnej schiz i problemów psychicznych.
Niech jutro będzie lepiej...
Błagam.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz