czwartek, 31 stycznia 2013

Hello, after the short break....

Hej, jakiś czas nie pisałam, jak mówiłam musiałam sobie wszystko jakoś ułożyć. :)
Co do wagi, nie ważę się, nie chcę, boję się wagi.
Na pewno przytyłam. Nie wiem ile, nie chcę wiedzieć.
Dziś postaram się przeżyć na śniadaniu i na tym skończyć me żywieniowe perypetie.
Odkryłam jedno, bez bloga idzie mi znacznie gorzej, nie mam tej motywacji i wsparcia, nie mam siły aby działać i dążyć do celu.
Wszystko zdaje mi się być nierealne, zwłaszcza cel schudnięcia.
Postaram się wszystko nadrobić i pięknie schudnąć w tym roku do 56 kg. :)
generalnie, czuję się wyssana z wszelkiej energii, a deszcz sprawia że mój nastrój się pogarsza z dnia na dzień. Staram się jakoś pozbierać, wrócić do diety ale jest mi ciężko się ogarnąć.


wtorek, 15 stycznia 2013

Zawieszenie.

Zawieszam bloga na jakiś czas. Muszę sobie to wszystko poukładać i ogarnąć jakoś moje życie.

niedziela, 13 stycznia 2013

Life isn't easy.

Co chwila płaczę, nie potrafię się ogarnąć.
Czuję, że przez odstępstwo od diety przytyłam.
Czuję że sobie nie radzę. Czuję się okropnie, nie mam siły.
Mam wrażenie, że całą pochłania mnie rozpacz i depresja. Boję się że wszyscy zauważą moje okropnie czerwone oczy, ale i tak płaczę, nie nie rozumiem dlaczego, ale po prostu płaczę.
W szkole, nie radzę sobie z matmą i nie wiem kogo prosić o pomoc.
Czuję że moje życie to istny KOSZMAR.
Jedyny plus, to brak chęci na jedzenie, jem ale nie żrę tak jak wcześniej( tak bo wcześniej żarłam, ale i tak dobrze że nie rzygałam, bo znowu wróciłabym do bulimii). Jem 2-3 posiłki dziennie średniej wielkości. No i płaczę, czuję się samotna, oczywiście uśmiecham się i udaję że wszystko jest ok.
Ale boję się że w końcu wybuchnę przy kimś i zacznie ze mnie wypływać to gówno, potokiem słów.
Ale co mam powiedzieć? I tak nikt mnie nie zrozumie. Bo ja sama siebie nie rozumiem, a co dopiero ktoś mnie...
Gubię się w labiryncie życia. Dzień zdaje mi się być nocą, noc dniem.
Niby wiem, to stan mojego opłakanego, zrytego umysłu. Lecz ta wiedza nie daje mi się ogarnąć.
Mam wrażenie, że się rozrosłam. Że moje cielsko jest niczym szafa. Że się przelewam.
Mam wrażenie że nikt mnie nie kocha. Pragnę ciepła, miłości, bliskości ale gdy ktoś chce się do mnie zbliżyć to odsuwam się jak najdalej nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Po prostu cudownie, czuję że opuszcza mnie życie z każdym dniem.
Zaczęłam nawet myśleć o próbie samobójczej, wiem że to głupota, ale nie raz mam wrażenie że będzie to cudowny środek na wszystkie moje problemy.
Nie chcę nikogo zawieść, nie chcę. Dlatego lepiej żeby mnie nie było, bo prawie zawsze zawodzę pokładane we mnie oczekiwania i nadzieje.
Nie akceptuję siebie, nie potrafię, brzydzę się sobą.
Jak coś takiego jak ja mogło powstać? Tfu.
Nie wiem co powiedzieć. Mam wrażenie , że taki śmieć jak ja nie zasługuje na życie.
Myślę, że jakbym umarła nikt po mnie by nie płakał.


czwartek, 10 stycznia 2013

*1 dzień*

Dzięki dziewczyny za te słowa bym spróbowała i podeszła do matury, dzięki wam stwierdziłam że spróbuję i nie będę się poddawać.
Wróciłam do diety. :) Dziś było 5 pierogów no i kawa z mlekiem.
Na tym koniec. Chcę schudnąć. Chcę schudnąć do 60 kg.
Nie będę się ważyć, dopóki nie zauważę że schudłam.
To nie ma sensu i tyle.
Wypełnia mnie nadzieja, jednak wiem że to ulotne uczucie nie chcę by zniknęło.
Wierzę w to, że mogę osiągnąć swój cel poprzez walkę. Wierzę że umiem to osiągnąć.
Przecież zasługuję choć na to, aby siebie uszczęśliwić. A spadek wagi na pewno mnie usczęśliwi.
Zaakceptowałam sytuację w jakiej obecnie jestem i brnę dalej.
Oby do przodu.

środa, 9 stycznia 2013

...

Powoli się ogarniam. Jestem zmęczona chorobą i sytuacją w domu. Muszę się pozbierać do kupy.
Nie zapowiada się dobrze. Nic nie zapowiada się dobrze. Chyba muszę zrezygnować z matury bo babka od matmy mnie nie dopuści...

poniedziałek, 7 stycznia 2013

We are in trouble...

Nie wiem co powiedzieć.
Problemy w domu. Ojca mogą wyrzucić z pracy, wtedy nie będziemy mieli za co żyć, za co jeść.
Ojciec nie wie czy zrezygnować z pracy żeby otrzymać jakieś tam pieniądze, bo boi się że go wyrzucą. Jak go wyrzucą, nie będziemy mieli za co jeść i za co żyć, a co najgorsze może przyjść tu opieka społeczna i moje młodsze rodzeństwo wyląduje w domu dziecka.
Jednym słowem, beznadzieja.
Rodzice się kłócą, w domu panuje ciężka atmosfera.
Nie mam energii, dziś nie poszłam do szkoły czuję się źle.
Czuję się jakbym ja była temu wszystkiemu winna....
Heh. Nie wiem co powiedzieć, ale czuję się taka samotna, mała i bezbronna, jak niemowlę.
Jak są jakieś problemy, to na nic się nie nadaję i nie potrafię pomóc nikomu....
Ostatnio jadłam normalnie, nie miałam siły na dietę nie w obecnej sytuacji której nikomu nie życzę. :(

EDIT:Aha. No i ścięłam włosy. Czy jest dużo gorzej? (proszę o szczerość)


Mam nadzieję że u was lepiej. ;*